Sporo w obecnej mitologii burżuazyjnej państwa polskiego mówi się o organach siłowych Rosji Radzieckiej oraz Związku Radzieckiego. Szczególne miejsce w bardzo długiej litanii kłamstw (opracowanej m.in. przez IPN) skierowanych w stronę ZSRR zajmuje organ o nazwie NKWD.
Czym takim był ów tajemniczy organ? Mniej, więcej – służbą wewnętrzną państwa radzieckiego. A nawet całym szeregiem instytucji i służb państwowych w pierwszym okresie istnienia ZSRR. Nie taki jednak “wilk straszny jak go malują” – można by rzec o wszystkich tych bzdurach jakie dziś burżuazyjne instytucje wygadują pod adresem NKWD.
Przybliżmy może naszym czytelnikom nieco ową “tajemniczą instytucję”…
Pierwszym radzieckim organem bezpieczeństwa była Czeka (WCzK) – Ogólnorosyjska Nadzwyczajna Komisja do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem. Utworzona została 28 grudnia 1917 roku z inicjatywy wielkiego Polaka i rewolucjonisty – Feliksa Dzierżyńskiego. Czeka powołana została przez Radę Komisarzy Ludowych Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej (RFSRR) jako centralny organ bezpieczeństwa państwowego.
W tym czasie (od 1917 do 1930) w RFSRR i każdej republice związkowej istniały ludowe komisariaty spraw wewnętrznych (NKWD), które zajmowały się sprawami porządku publicznego, rejestracją obywateli, pożarnictwem i innymi sprawami organizacyjnymi.
W związku ze stopniowym normalizowaniem się stosunków wewnętrznych w Rosji Radzieckiej IX Wszechrosyjski Zjazd Rad 28 grudnia 1921, podjął decyzję o rozwiązaniu Czeki. 9 lutego 1922 roku – w jej miejsce – powołano nową instytucję, o pokrewnym zakresie działania, pod nazwą Państwowy Zarząd Polityczny przy NKWD RFSRR (GPU).
NKWD kontrolował służby specjalne (wywiad) oraz kontrwywiad (z wyjątkiem wywiadu wojskowego, którym zajmował się Główny Zarząd Wywiadu Armii Czerwonej – GRU), służby porządkowe (milicję, straż pożarną itd.) oraz system więziennictwa.
NKWD ZSRR (Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych ZSRR) był centralnym organem państwowym (ministerstwem) wchodzącym w skład Rady Komisarzy Ludowych – rządu ZSRR. Dla porządku dodać należy, iż NKWD istniał w latach 1917–1946.
Początkowo NKWD zajmował się sprawami administracyjno-porządkowymi. Od 1934 roku rola komisariatu wzrosła, po reorganizacji polegającej na wcieleniu do jego struktur OGPU i mianowaniu Gienricha Jagody ludowym komisarzem spraw wewnętrznych (szefem NKWD). NKWD skupił więc wtedy cały aparat siłowy ZSRR – od milicji kryminalnej, poprzez wywiad (INO) i kontrwywiad radziecki.
Przechodząc jednak do głównego wątku, jaki chcieliśmy dziś poruszyć:
Całkiem niedawno w Parku Pamięci Narodowej w Toruniu otwarto uroczyście wystawę poświęconą Ukraińcom (mieszkańcom Wołynia), którzy ratowali Polaków przed oprawcami z faszystowskiej OUN-UPA w czasie Rzezi Wołyńskiej.
Lider burżuazyjnej partii PiS, Jarosław Kaczyński stwierdził wtedy: „[…] Mamy obowiązek pamiętać o tych wydarzeniach, a także o tych, którzy dowiedli, iż człowiek, mimo swojego zepsucia, jest stworzony na boże podobieństwo […]. Dziękujemy wszystkim, którzy własnymi rękoma pomagali nam żyć i przeżyć, tworząc naszą przyszłość w czasach, gdy trzeba było przeciwstawić się złu”.
Dyrektor zaś (równie kapitalistycznego) Instytutu Pamięci Narodowej, Jarosław Szarek nazwał takich Ukraińców „braćmi ze wschodu”, a bandy OUN-UPA „burzycielami wartości europejskich”.
Najwyżsi oficjele państwa polskiego „zapomnieli” jednak wspomnieć o jeszcze jednym wybawcy Polaków w 1943 r., a dokładnie o organach NKWD – w których służyło niemało Ukraińców, jak też Polacy z Wołynia.
Obecni ‘historycy’ starają się nie pisać o polskich batalionach bojowych podlegających NKWD. Temat ów zupełnie nie wpisuje się w ideologiczny dyskurs państwa kapitalistycznego, według którego “wszyscy Polacy, jak jeden mąż, przeciwstawiali się NKWD w imię triumfu polskości” na ziemiach Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi, okupowanych przez Rzeczpospolitą Polską do 1939 r. Wedle tej narracji NKWD zajmowało się “tylko mordami na Polakach i ich represjonowaniem”.
Wokół sztucznie stworzonego mitu o rzekomej antypatii pracowników NKWD w stosunku do przedstawicieli narodu polskiego, obecne władze w Warszawie zbudowały fanatyczny kult męczeństwa narodu polskiego w walce z „sowieckimi okupantami”, wykorzystując go do wzmacniania wśród obywateli RP antyrosyjskich nastrojów. Doskonale wpisuje się w to m.in. rozpowszechniana obecnie kłamliwa wersja o rzekomej odpowiedzialności NKWD za ludobójstwo w Katyniu (podczas gdy faktycznym sprawcą owych egzekucji były siły wojskowe hitlerowskiej III Rzeszy).
Przyjrzyjmy się jednak historycznym faktom.
Po pierwsze, z początkiem Rzezi Wołyńskiej pododdziały NKWD ochraniały polskie osady, utrudniając ogromnie napady hitlerowskim kolaborantom z OUN-UPA. Tak uratowano życie przynajmniej tysiącom Polaków “na Kresach”.
Po drugie, Polacy z Wołynia chętnie wstępowali do oddziałów samoobrony oraz batalionów bojowych dowodzonych przez oficerów NKWD. Polscy historycy szacują obecnie liczbę takich Polaków na co najmniej 30 tysięcy: mężczyzn i młodzieży z wołyńskiego oddziału młodzieżowej organizacji patriotycznej ‘Szare Szeregi’.
Polscy „enkawudziści” przechodzili główne przygotowanie bojowe w ciągu 4-6 tygodni, później uczestniczyli zaś w obławach i zasadzkach na banderowców, ochraniali wsie, mosty i drogi, eskortowali jeńców, zajmowali się pracą wywiadowczą, pracowali jako geodeci, przewodnicy, parali się rekrutacją itd. We Lwowie bataliony bojowe NKWD w 80% składały się z lokalnych Polaków, w Tarnopolu i Stanisławowie – większość stanowili Ukraińcy i Białorusini, w Wilnie zaś – Litwini.
Oto jak przyczyny służby w batalionach bojowych NKWD opisuje działacz społeczny Szczepan Siekierka z Wrocławia: „Musiałem zdejmować niemowlęta nadziane na słupy ogrodzeniowe. Widziałem ciała ludzi, zamęczonych w najbardziej bestialskie sposoby. Spalonych, przebitych widłami, z poodrąbywanymi kończynami i głową. Uważaliśmy to za jedyny sposób, żeby uchronić nasze rodziny przed [podobną] straszną śmiercią”.
Dawny mieszkaniec wsi Cegielna pod Kowlem, obecnie mieszkający w Warszawie – Tadeusz Banasiewicz, którego rodziców zamordowali banderowcy, na pytanie dziennikarza: „Jak Polacy odnosili się do służby w batalionie?”, odpowiedział: „Nie będę ukrywał, że byliśmy zachwyceni, że otrzymaliśmy broń. Gdy zdobyłem karabin, wiedziałem, że teraz już nie zarżną mnie jak wieprzka”.
Na służbę do NKWD przechodziły całe plutony AK, od oficerów do kucharzy. Tak właśnie ochotniczym dowódcą jednego z batalionów bojowych został kpt. Zygfryd Szynalski, oficer komórki dywersyjnej AK w Bereżanach pod Tarnopolem. Wraz z nim do „Jastrzębi” (Jastrzębie lub Strybki – nazwa radzieckich formacji paramilitarnych, utworzonych w 1944 r. do zwalczania band OUN-UPA) zapisali się jego podkomendni.
W Kołomyi (w obwodzie Iwano-Frankowskim) przemianowano w batalion bojowy NKWD cały pododdział AK. Odbywający służbę wojskową w tym oddziale Bolesław Mieczkowski, będący obecnie szefem jednego z warszawskich stowarzyszeń weteranów, tak odpowiedział tym, którzy wyzywają polskich „enkawudzistów” od zdrajców: „A co mieliśmy robić? Dać się wyrżnąć, aby ci, którzy dziś tak mówią, byli zadowoleni? […] Byliśmy pod wrażeniem rzezi popełnionej przez ukraińskich nacjonalistów. Największe niebezpieczeństwo groziło nam z ich strony […]. Nie było nikogo, kto mógłby nam pomóc. Gdyby nie bataliony bojowe NKWD, UPA wyrżnęłaby Polaków do cna”.
Słowa więc szefa PiS, J. Kaczyńskiego: „Dziękujemy wszystkim, którzy własnymi rękoma pomagali nam żyć i przeżyć, tworząc naszą przyszłość […]” w całości powinny także odnosić się do współpracowników NKWD – walczących ramię w ramię z polskimi „Jastrzębiami”.
Wiosną 1945 r. ziemie Zachodniej Białorusi i Zachodniej Ukrainy (tzw. Kresy) były już dawno wyzwolone, polskie „Jastrzębie” mogły więc zostać zdemobilizowane. Wielu z nich, zdobywszy doświadczenie operacyjne, zaciągnęło się do Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Ministerstwa Obrony Polski Ludowej, kontynuując walkę z OUN-UPA.
We współczesnej Polsce weterani ci (byli „Jastrzębie”) zrównani są wprawdzie w prawach z innymi weteranami II Wojny Światowej, ale propaganda polskiej burżuazji próbuje pogodzić coś, czego pogodzić się nie da.
Burżuazja próbuje mianowicie włączyć do antyradzieckiego mitu o “bezwzględnym wobec Polaków NKWD” fakt, że w tym samym NKWD służyły dziesiątki tysięcy Polaków (sic!). Zajmuje się tym m.in. wspomniany wcześniej IPN.
Co najzabawniejsze, IPN próbuje obecnie zaliczać tych polskich „enkawudzistów” do grona “ofiar reżimu socjalistycznego” (choć żaden z nich nigdy nie był za swą służbę prześladowany). IPN łapie się najbardziej nawet durnych pomysłów – próbując tworzyć legendę o tym, jak to “Moskwa wykorzystywała sytuację, celowo konfliktując Polaków i Ukraińców”.
Nadal jednak niezrozumiałym jest, jak mogłoby tak faktycznie być – skoro Polacy dobrowolnie zgłaszali się do batalionów bojowych NKWD, a nie w wyniku mobilizacji (nie otrzymując za to nawet wynagrodzenia). Ponadto, w batalionach bojowych NKWD panował pełen internacjonalizm; waśnie narodowe, nacjonalizm, rasizm itp. w żaden sposób nie były tolerowane. Służyli w nich w końcu Polacy z Wołynia, jak też Ukraińcy z Wołynia oraz radzieccy wojskowi różnych narodowości – z oddziałów zawodowych. Walczyli we wspólnej sprawie: oswobodzenia Ukrainy od faszystowskich najeźdźców i ich popleczników. Tych faktów obecnie rządząca w Polsce burżuazja najbardziej się obawia.

W. Guliewicz.