W obecnej pop-kulturze przeważającą perspektywą dla przedstawiania konfliktu w Wietnamie jest zwykle narracja amerykańska (czyt. imperialistyczna). Warto w związku z tym przedstawić nieco inną, bliższą sercom Polaków, niepodległościową perspektywę Wietnamczyków.
Trwająca w latach 1957-1975 interwencja amerykańska w Wietnamie stała się jedną z największych klęsk militarnych i propagandowych w historii tego kraju. Władze amerykańskie włożyły w ów konflikt potężne sumy pieniężne, militarne i propagandowe. Wojska amerykańskie nie były jednak w stanie pokonać partyzantki komunistycznej – złożonej głównie z miejscowych ubogich chłopów, nawet mimo swojej gigantycznej przewagi technologicznej. Ostatecznie Amerykanie wycofali się z Wietnamu z podkulonym ogonem, a wyzwolicielskie wojska socjalistyczne zajęły miasto Ho Chi Minh (ówcześnie Sajgon) w kwietniu 1975 r. Dzięki ofiarności miejscowej klasy rolniczej oraz robotniczej, Wietnam wkrótce stał się kolejnym państwem socjalistycznym.

Wojna w Wietnamie była prawdziwym szokiem dla społeczeństwa USA. Wielkie straty, długość konfliktu, jak również drakońskie metody walki doprowadziły do wybuchu nastrojów antywojennych. Z jednej strony doprowadziły one do upadku rządu R. Nixona, z drugiej – do zwiększenia poparcia dla ruchów antywojennych.

Podczas wojny w Wietnamie, jednym z ważnych czynników sprzyjających komunistycznym partyzantom z Viet Congu z północy była dżungla. Gęsto zarośnięta dżungla nie pozwoliła armii Stanów Zjednoczonych i ich sojusznikom w pełni wykorzystać swojej przewagi technicznej. Naloty bombowe nie mogły być skuteczne kiedy wojska Północnego Wietnamu ukrywały się niewykryte w gęstej roślinności. Aby skuteczniej wykrywać oddziały nieprzyjaciela, Stany Zjednoczone zdecydowały się użyć tak zwanych tęczowych herbicydów. Używanym na największą skalę był “Agent Orange”, który swoją nazwę wziął od beczek, w których był przechowywany. Były one wtedy malowane w pomarańczowe paski.
“Agent Orange” miał na celu niszczenie roślinności, powodował on defoliację czyli opadanie liści i niszczenie roślin. Dzięki takim właściwościom tego środka, Amerykanie chcieli doprowadzić do niszczenia upraw we wsiach, w których to często wieśniacy wspierali schronieniem i żywnością partyzantów walczących z imperialistami z USA.
W ciągu dziesięciu lat operacji zużyto ponad 75 milionów litrów herbicydów, spadły one nie tylko na Wietnam, ale także na Laos i Kambodżę. W sumie opryskano prawie 20% zalesionych terenów Wietnamu. Jak się później okazało “Agent Orange” został skażony TCDD, jedną z najbardziej toksycznych dioksyn. Dioksyny to jedne z najbardziej toksycznych substancji uzyskanych w sposób sztuczny.

Za sprawą skażenia tych środków przez TCDD, skutki oprysków nie skończyły się wraz z końcem operacji Amerykanów.
Negatywne skutki zdrowotne mają cały czas miejsce (głównie poprzez częste występowanie mutacji płodów oraz chorób nowotworowych). Według wyliczeń Wietnamczyków na bezpośrednie działanie środka było wystawionych prawie 5 milionów ludzi, ponad 400 tysięcy zginęło lub zostało trwale okaleczonych.
Jednak “Agent Orange” wywołał straszliwe skutki nie tylko na tych, których oprysk dotknął w bezpośredni sposób, czy też spożywali żywność lub wodę ze skażonych terenów.

Procesy o odszkodowania ze względu na skutki jakie wywołał “Agent Orange” toczyły się od lat ’80 XX wieku. Firmy, które wyprodukowały “Agent Orange” wypłaciły, na mocy ugody sądowej, weteranom niemal 200 milionów dolarów odszkodowania, za skażenie swojego produktu dioksyną, która wywołała u weteranów problemy ze zdrowiem.
Mieszkańcy Wietnamu nie doczekali się jednak żadnego zadośćuczynienia ze strony firm, które produkowały herbicydy, ani także ze strony władz USA, które to nigdy nie chciały przyznać publicznie, że kalectwo, upośledzenia i inne uszczerbki na zdrowiu jakie spotkały Wietnamczyków mają bezpośredni związek z substancją, której Amerykanie używali do defoliacji dżungli.

Jedyną pomoc jaką uzyskali zwykli Wietnamczycy była pomocą od ich własnego rządu, który przeznaczył w 2008 roku ponad 40 milionów dolarów do podziału na 200 tysięcy osób. Wietnamski Czerwony Krzyż wspomógł poszkodowanych kwotą ponad 20 milionów dolarów, podobną kwotę na ten cel przeznaczyły europejskie rządowe i pozarządowe organizacje, agendy Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Napalm zrzucany na wietnamskich chłopów, setki ton “Agent Orange” powodujące po dziś dzień raka i mutacje porodowe to jednak nie wszystko co USA uczyniły w tym umęczonym wojną azjatyckim kraju. Nadal nierozbrojone są przynajmniej setki min przeciwpiechotnych pozostawionych w lasach przez amerykańską armię. Nie ma lata w Wietnamie żeby przynajmniej kilka z tych starych min nie okaleczyło, bądź zabiło paru miejscowych rolników.

Jednym z głównych architektów zwycięstwa wojny wyzwoleńczej Wietnamu był wybitny działacz, myśliciel, strateg i kluczowy przywódca ludu Indochin – Ho Chi Minh, którego nazwiskiem nazwano wkrótce po wyzwoleniu miasto Sajgon.
“Będzie to wojna słonia z tygrysem. Tygrys będzie rzucał się na słonia i szarpał go i w końcu słoń wykrwawi się na śmierć” – tak na początku walk o wyzwolenie Wietnamu spod kolonialnego panowania wypowiadał się Ho Chi Minh.
Pełne zaangażowanie USA w wojnę w Wietnamie było jedną z największych pomyłek polityki zagranicznej tego mocarstwa. Liczba żołnierzy USA wzrosła z 23 tys. w roku 1964, do ponad 500 tys. w 1967 roku. Wojna wietnamska była dla Amerykanów najdłuższym konfliktem w ich historii.
Armia amerykańska zrzuciła na Wietnam tyle bomb, że ich łączna siła rażenia była znacznie większa od bomby atomowej zrzuconej na Hiroszimę (także przez armię USA). Dodatkowo należy wspomnieć, iż Amerykanie po raz pierwszy przegrali wojnę, którą sami rozpoczęli poza własnym terytorium.

Polska została wciągnięta w konflikt indochiński już w latach ’50 XX wieku: “Wojna, w której walczyły z jednej strony Demokratyczna Republika Wietnamu, a z drugiej francuski korpus ekspedycyjny wspierany przez Brytyjczyków (tzw. pierwsza wojna indochińska), zakończyła się konferencją genewską w 1954 r. Przedstawiciele Francji, Wielkiej Brytanii, USA, ZSRR i Chin zadecydowali, że Wietnam zostanie tymczasowo podzielony na dwie strefy wzdłuż 17. równoleżnika. Część północną (DRW) zachował komunistyczny Viet Minh, część południowa (także była kolonia francuska) miała stanowić terytorium wspieranej przez USA Republiki Wietnamu (Wietnam Południowy)”.

Utworzono wówczas Międzynarodową Komisję Nadzoru i Kontroli. Ustalenia dotyczyły również Laosu i Kambodży, więc podobne organy powołano i w tych krajach. Do udziału w pracach trzech komisji zaproszono Indie, Kanadę oraz Polskę. W przygotowania włączono MSZ, MON i Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. Delegacja z Polski w trzech komisjach liczyła wtedy 401 przedstawicieli, z czego 114 miejsc zarezerwowano dla pracowników MBP.
Wyjeżdżających kierowano najpierw na przeszkolenie, które odbywało się w tzw. jednostce nr 2000, utworzonej przez wywiad wojskowy. Należało ich przygotować pod kątem językowym, merytorycznym, ale także zdrowotnym (szczepienia) i kulturowym (wiedza o sytuacji w Indochinach). Wśród wyjeżdżających znaleźli się specjaliści od spraw łączności, lekarze, felczerzy, sanitariusze oraz pracownicy administracyjni, kierowcy i tłumacze, personel kuchenny. Na wyposażeniu wyjeżdżających znalazła się także m.in. broń krótka dla oficerów i automaty dla podoficerów. Część ekwipunku dostarczano na miejsce drogą morską, a część – radzieckimi samolotami przez Irkuck.

Na przełomie lat ’60 i ’70 w apogeum konfliktu doszło do najpoważniejszego incydentu z udziałem Polski. Oto w grudniu 1972 r. amerykańskie lotnictwo zbombardowało polski statek handlowy zacumowany w porcie w Hajfongu. W nalocie tym zginęło czterech polskich marynarzy.
Oprócz oficjalnych przedstawicieli w Wietnamie przebywali także polscy ochotnicy. Krzysztof M. Kaźmierczak, zajmujący się badaniem polskich śladów tamtej wojny, twierdzi, że już w połowie lat ’60 tajnym werbunkiem chętnych do obrony Wietnamu przed agresją USA zajmowały się Służba Bezpieczeństwa i służby wojskowe.
Werbowaniem zajmowała się Wojskowa Służba Wewnętrzna, kontrwywiad wojskowy PRL. Akcję prowadzono na zlecenie Sztabu Wojskowego w Poznaniu. Do końca września 1966 r. w całej Wielkopolsce znaleziono 68 chętnych internacjonalistów do udziału w wojnie w Wietnamie. Ochotnicy w większości mieli 25-30 lat. Niemal wszyscy byli rezerwistami. Było wśród nich wielu podoficerów i oficerów, w tym kapitan i major. Polscy ochotnicy-internacjonaliści latali m.in. na samolotach Mig podczas wojny w Wietnamie.

Wkrótce obchodzić będziemy 44. rocznicę zakończenia wojny w Wietnamie. W trwającym prawie 20 lat konflikcie zakończonym zwycięstwem komunistycznej północy i późniejszym zjednoczeniem kraju zginęły prawie 3 mln Wietnamczyków (sic!) i prawie 60 tys. amerykańskich żołnierzy. Upadek kapitalistycznego Wietnamu Południowego w 1975 roku poprzedziła wielka ewakuacja Amerykanów z miasta Ho Chi Minh. Do historii przeszły zdjęcia pokazujące helikoptery lądujące na ulicach i dachach amerykańskich placówek dyplomatycznych i wojskowych oraz wsiadających do nich pracowników, m.in. uciekających jak szczury z tonącego okrętu – agentów CIA.
Obchody 44. rocznicy zwycięstwa w wojnie wyzwoleńczej – jak nazywają ją Wietnamczycy – odbędą się, jak co roku, w mieście Ho Chi Minh oraz w stolicy kraju – Hanoi. Gospodarze nie spodziewają się raczej kurtuazyjnego udziału delegacji ze Stanów Zjednoczonych…

Tow. P.K.