Od samego początku zwycięstwa socjalizmu w ZSRR oraz pozostałych państwach Europy Środkowo-Wschodniej (w tym w PRL), burżuazja państw kapitalistycznych szukała sposobów na odwrócenie biegu historii i cofnięcie ewolucyjne państw ludowych, z powrotem na drogę kapitalistycznej anarchii.
Przez wiele dziesięcioleci ich plany skazane były na porażkę, jednak już na początku lat 80’ XX wieku zdołali oni opracować w miarę skuteczny plan deewolucji państw socjalistycznych. Celem od samego początku było uczynienie z owych krajów rezerwuaru taniej siły roboczej, zniszczenie ich socjalistycznego przemysłu oraz uczynienie z krajów bloku socjalistycznego rynku zbytu dla towarów z Europy Zachodniej oraz USA. Plan ten powiódł się zresztą w całej rozciągłości.
Na przeszkodzie planowi kapitalistycznych rządów i korporacji ponadnarodowych stały jednak od początku same tradycyjne wartości demokracji burżuazyjnej: wolność, równość, braterstwo i idee wyrosłe na bazie Wielkiej Burżuazyjnej Rewolucji Francuskiej. Nie można było – ot tak – zamieść burżuazyjnej moralności, idei postępu społecznego i pokoju zamieść pod dywan.
Do uczynienia tego potrzebna była nowa doktryna, wyrosła na gruncie gnijącego kapitalizmu: faszyzm wraz z jego poszczególnymi, narodowymi mutacjami (nazizm, nacjonalizm, rządy rasistów, ksenofobów, lokalnych watażków itd.). Faszyzm mógł i uczynił to z powodzeniem, czego nie mogła dokonać wprost tradycyjna demokracja parlamentarna: napadł na ostoję socjalizmu – ZSRR – i zmasakrował jego ludność, infrastrukturę, łamiąc niemalże samego ducha narodów socjalistycznych Sowietów.
Atak kapitalizmu w wykonaniu najpierw burżuazyjnych armii interwentów w latach 1918 – 1923 (w tym m.in. napastniczej armii polskiej, której udało się z powodzeniem okupować przez dwie dekady Zachodnią Białoruś i Ukrainę), a później w wykonaniu hitlerowskiego Wehrmachtu w 1941 r., miały jeden i ten sam cel: odwrócenie biegu historii i zniszczenie pierwszego w dziejach wolnego państwa robotników i chłopów.
Bogaci sponsorzy faszyzmu nie przewidzieli jednak jednego: rasistowski i skrajnie reakcyjny potwór wymknie się wkrótce spod ich kontroli, zwracając się wręcz przeciw swym hojnym stwórcom, niszcząc same podstawy zachodniej demokracji burżuazyjnej. Tak skrajnej samowoli nie mogli tolerować nawet najbardziej wyrozumiali sponsorzy i faszyzm – mając wrogów z każdej strony – musiał w jego ówczesnej formie szybko upaść.
Dziś, faszyzm odradza się, jednak w zdecydowanej innej, bardziej wysublimowanej formie.
Na początku lat trzydziestych XX wieku, głównym zadaniem dla zachodnich ideologów było sformułować teorię, która skutecznie podkopywała by marksizm-leninizm oraz zdobycze ideologiczne i filozoficzne międzynarodowego, rewolucyjnego ruchu robotniczego. Prób takich było mnóstwo, żadna jednak nie zdołała tak skutecznie zaatakować światopoglądu socjalistycznego jak odgrzebanie starych demonów: rasizmu, skrajnego nacjonalizmu oraz idei nowoczesnego niewolnictwa, urzeczywistnionej w ideologii faszystowskiej.
Dlaczego imperialistom udało się wreszcie doprowadzić do krachu socjalizmu na Wschodzie oraz ponownego podporządkowania sobie tamtejszych rynków? Stało się tak, gdyż marksizm nie zdążył okrzepnąć w praktyce, w progresie. Lud roboczy państw socjalistycznych nie miał wystarczająco dużo czasu by w codziennej działalności przyswoić sobie wszystkie metody imperialistów, ich taktykę, niebywały spryt oraz techniki manipulacji.
Próby rozpętania kontrrewolucji, otwartego i ukrytego sabotażu, wojny domowej w ZSRR, a potem w „Demoludach”, nie zakończyły się w zasadzie nigdy. Kapitalistyczne koła interesów z wielką siłą poszukiwały coraz to nowych sposobów atakowania krajów demokracji ludowej.
W roku 1985, wraz z przyjściem Gorbaczowa do władzy, zaczęła się w ZSRR “pełzająca kontrrewolucja”, która sfinalizowała się podstępną likwidacją ZSRR w latach 1991 – 1993. Kontrrewolucja ta była rozciągnięta w czasie, aby narody sowieckie nie mogły uświadomić sobie dostatecznie szybko prawdziwego sensu “reform” grupy Gorbaczowa i Jelcyna.
Analizę rozkładu państwa radzieckiego należy rozpocząć od wyjaśnienia w jaki sposób manipulowano narodami ZSRR, jak je oszukiwano.
To nie przypadek, że wówczas mało kto rozumiał sytuację – co właściwie zachodziło w ZSRR i w krajach socjalistycznych bloku RWPG i Układu Warszawskiego.
W lokalnych komitetach PZPR większość aktywu była zdezorientowana. To nie był wcale manewr ekonomiczny (jak przekonywała „góra partyjna”), lecz planowy demontaż państwa socjalistycznego. Taki był cel imperializmu. Takim wynikiem zainteresowana była też najwyżej postawiona biurokracja partyjna, która od kilku lat utraciła całkowicie kontakt z masami robotniczymi. Z drugiej strony, rzekomo opozycyjnie, stało zaś kierownictwo NSZZ „Solidarność” – zainteresowane takim samym rezultatem „reform”.
Do tego demontażu dobierano odpowiednie destrukcyjne działania i ludzi – politycznych najemników, zdrajców, przeważnie z elity partyjnej i potomków „białej” burżuazji.
Najpierw jednak – głównie za pomocą holywoodzkiej papki filmowej – stworzono u zwykłych członków klasy robotniczej tzw. “sztuczne pragnienia” konsumpcyjne i propagandą popychano do ich urzeczywistniania.
W rezultacie propagandy część ludzi w krajach socjalistycznych chciała żyć tak jak w amerykańskich filmach, gdzie rzeczywistość była na sto sposobów upiększona i nie pokazywało się w nich nigdy prawdziwego życia i codziennych problemów w kapitalizmie.
Pierwszy ideologiczny krok destrukcji miał miejsce już w 1985 roku, gdy M. Gorbaczow oznajmił swemu narodowi, że: „My już zbudowaliśmy socjalizm. Mamy obecnie ‘rozwinięty socjalizm’ i ten pierwszy etap budowy socjalizmu jest już zakończony. A przed nami świetlana przyszłość – Komunizm. W 2000 roku otrzymacie bezpłatne mieszkania, wszystko w naszym państwie będzie bezpłatne”.
Młodzież w tym czasie z nadzieją słuchała tego wszystkiego i zastanawiała się nad tym “rajem”, który wszystkim obiecywał pan Gorbaczow.
I tak, w myśl zdrajców socjalizmu, cykl budowy państwa socjalistycznego, który rozpoczął się w 1917 roku „zakończył się” wraz z przyjściem Gorbaczowa do władzy. On „zamknął etap” i proponuje ludziom rozpocząć następny. Jak? – Tego już nie wyjaśniał…
Reakcja zwykłych ludzi była wtedy całkiem normalna i zrozumiała – nadzieję mieli na lepsze plany i ich coraz doskonalsze wykonanie w przyszłości. Ci, co przeszli wojnę mieli jednak już wtedy spore wątpliwości.
To się rozumie samo przez się: gdy człowiek „zakończy jakiś etap” w swoim życiu, to może planować i podejmować nowe zadania. Psychicznie dostraja się wtedy do przyszłości. I niby wszystko było by w porządku. W tym samym czasie jednak rozpoczęto w krajach socjalistycznych wzmożoną gloryfikację kapitalizmu, wychwalając „Życie na Zachodzie” i ten ich „państwowy kapitalizm”.
Modelem pokazowym dla radzieckich uczniów i studentów były już wtedy coraz częściej kraje skandynawskie, zwłaszcza Szwecja. Podobnie chwalono i USA, twierdząc, że żyje się tam wspaniale, a cykliczne kryzysy kapitalizmu to relikt przeszłości.
Na wyższych uczelniach wciskano studentom kity, że w kapitalizmie to właśnie państwo bierze na siebie obowiązki podstawowe: przemysł ciężki i kluczowy. A jeżeli gdzieś pojawią się problemy zadłużeniowe, to państwo bierze takie przedsiębiorstwa pod opiekę, uzdrawia je, i z powrotem oddaje w prywatne ręce.
W PRL niektórzy wykładowcy na uczelniach twierdzili kłamliwie wręcz, że „tam żyją jak w socjalizmie, a co najważniejsze – dzięki systemowi kapitalistycznemu oni wyprzedzają Związek Radziecki”!
Wielokrotnie i wręcz na masową skalę próbowano „udowadniać” studentom i robotnikom, że w kapitalizmie, na swój sposób, doszli do tego samego, co planuje ZSRR. Tylko dziwnie – oni tam „doszli do dobrobytu jakoś szybciej”.
Swoje “wykłady” udowadniano wybraną dokumentacją filmową, pokazującą jak ludzie na zachodzie są szczęśliwi, mają samochody, domy, dobrą pracę itd. Odnosiło się wrażenie, że obie strony idą do tego samego celu, ale ci na zachodzie doszli do celu (dobrobytu) jakoś szybciej. Jednocześnie, ciemne strony kapitalizmu skrywano, albo bagatelizowano – jako margines społeczny. Nic też nie mówiono, że w kapitalizmie nic nie ma “za darmo”, a ludzie bardzo często żyją na kredyt.
Gdy w umysłach ludu ugruntowała się “finalizacja etapu socjalizmu” w ZSRR, rozpoczęto propagandę tak zwanej “Pieriestroiki” – celu, którego nikt jasno nie określał, nawet w prostych tezach. Ważny stał się tylko ruch, aby dojść do “jakiegoś celu”. I to był niezwykły psychologiczny zabieg, wymyślony przez speców od propagandy w laboratoriach USA.
Dla obywateli ZSRR miała to być droga do upragnionego Komunizmu. Sposobem „jakimś” znaleźli się jednak w dzikim, neoliberalnym kapitalizmie. Dlaczego? Dziwne, że nikt “na górze” nie podjął wtedy wezwania „zakończenia etapu socjalizmu” i usunięcia ze stanowisk partyjnych na nowo kształtującej się „czerwonej burżuazji”.
W latach 80-tych XX wieku społeczeństwa państw socjalistycznych nie były w żaden sposób gotowe do przejścia w etap budowy komunizmu (nie ta sytuacja ekonomiczna, nie ta moralność, wrogie otoczenie kapitalistyczne itp. przeszkody).
Stopniowo, napływała z państw kapitalistycznych demoralizacja – zarówno świecka, jak i kościelna. Sytuacja w ZSRR była szczególna pod tym względem, iż tam zabrakło kadr najbardziej wyrobionych moralnie ludzi, których miliony ofiarnie zginęły na froncie II wojny światowej.
Komunizm zaś, o którym nie rozmawiano już w latach 80’ XX wieku, to w rzeczywistości nie tylko nasycenie materialne, dobrobyt ogólny oraz obumarcie państwa w jego współczesnej, opresyjnej formie. Komunizm – to także pojawienie się nowego człowieka, z nową moralnością, ciągle uczącego się, oddającego bezinteresownie swoje siły społeczeństwu i oczekującego tego samego od innych. To system, w którym funkcjonuje dewiza: “Od każdego według jego możliwości – każdemu według jego potrzeb”.
W marcu 1991 roku odbyło się w ZSRR referendum w sprawie statusu ZSRR jako państwa. I większość obywateli głosuje „za utrzymaniem Związku Radzieckiego w dotychczasowych granicach”. Mimo to, w “cudowny sposób” znaleźli się oni w innym państwie, w tak zwanej Federacji Rosyjskiej. Jak to? Przecież naród, zgodnie z Konstytucją ZSRR, jest źródłem władzy i on głosował za socjalizmem i utrzymaniem ZSRR. Wszystko to więc, co stało się w ZSRR po referendum – było zwyczajnym zamachem stanu, przewrotem, puczem, działaniem niezgodnym z Konstytucją i kontrrewolucją.
Oskarżenia, że “naród nie obronił socjalizmu” są tu więc bezpodstawne, gdyż naród ufał partii i swym (zdawało się wtedy – robotniczym) przywódcom. Naród zaś nie był na tyle informowany, aby w pełni zorientować się w szybko zmieniającej się sytuacji. Społeczeństwo po prostu nie rozumiało co się dzieje. Nie można także przyjąć tezy, że kontrrewolucja ta była ruchem oddolnym, że “wszyscy biegli do kapitalizmu”. Wbrew pozorom, wszyscy praktycznie chcieli komunizmu i biegli do komunizmu! Paradoks? Tak, ale tylko pozornie.
Podobna zdrada kierownictw partyjnych miała miejsce w praktycznie wszystkich krajach bloku socjalistycznego – za wyjątkiem NRD, Jugosławii i Rumunii, których przywódcy zostali jednak przez zdrajców socjalizmu albo przegnani z kraju, albo państwo ich zamienili w pole krwawej wojny domowej, albo zostali zamordowani.
Nie chodziło przecież kapitalistom wcale o przestrzeganie woli poszczególnych narodów bloku socjalistycznego. Chodziło wyłącznie o zrobienie doskonałego interesu i wyeliminowanie socjalistycznej konkurencji oraz systemowej alternatywy wobec prywatnej własności środków produkcji.
Tow. Coschess.
Naprawdę chciałbym podziękować autorowi za ten tekst. Zawsze słyszę ze strony przeciwników socjalizmu i wszelkiej maści antykomunistów, że “to robotnicy sami obalili socjalizm i nigdy nie chcieli komunizmu” (sic!). A tutaj wyłożone w przystępny sposób są kolejne fakty, które właśnie przeczą temu prostackiemu argumentowi. Klasa robotnicza w Europie (w tym w Polsce) nigdy nie chciała powrotu barbarzyńskiego kapitalizmu. Proletariat pragnął jedynie prawdziwego, ludowego i demokratycznego socjalizmu. Wszyscy (a zwłaszcza nasi naiwni rodzice) zostaliśmy jednak oszukani przez elitę partyjną byłych partii komunistycznych z jednej strony, a przez nasłanych z Waszyngtonu i Watykanu sprzedajnych oszustów z NSZZ “S” z drugiej strony. Podobny scenariusz nastąpił w prawie każdym socjalistycznym państwie w Europie Środkowo-Wschodniej.
Wstyd i hańba, panowie szlachta!