Z każdego liberalnego medium, z każdej gazety, na każdym kanale tv, na falach każdej stacji radiowej, na łamach każdego burżuazyjnego portalu, w każdej szkole od najmłodszych lat – starają się nam wmawiać wszyscy wyższość kapitalizmu i gospodarki rynkowej nad socjalizmem, gospodarką planową oraz faktycznymi rządami klasy robotniczej. Jak jest naprawdę?
Otóż, dotychczasowa praktyka kapitalizmu (w Polsce po 1989 roku) pokazuje nam jasno, iż w historii ludzkości nigdy nie było równie niszczycielskiego, antyludowego i fatalistycznego systemu ekonomiczno-politycznego jak kapitalizm oraz dyktatura burżuazji.
I tak, minęło już 36 lat od największej katastrofy przemysłowej w historii kapitalizmu (nie licząc nadciągającej możliwej zagłady planety, spowodowanej chciwością najbogatszych).
3 grudnia 1984 roku w indyjskim mieście Bhopal zginęło 20 tysięcy osób, a ponad 500 tysięcy zostało zatrutych, co w większości przypadków spowodowało kalectwo. Spowodował to wyciek – bagatela – 40 ton izocyjanianu metylu. Powód? Maksymalizacja zysku przez oszczędzanie na systemach bezpieczeństwa, które normalnie zapobiegły by owej katastrofie.
Od 1982 roku Union Carbide (obecnie Dow Chemicals) oszczędzała na instalacjach. Normy były rozluźnione, a kontrole prawie żadne. Ideologia liberalizmu pozwalała robić to w kraju, gdzie imperialiści nie musieli liczyć się z ludzkim życiem.
Koncern ten wyrzucał nawet odpady do jeziora, co jeszcze dodatkowo skaziło wodę pitną. Do dziś teren fabryki nie został oczyszczony i wody gruntowe dalej są zanieczyszczane przez rtęć. Kolejne pokolenia żyją zatruwane przez kapitalistyczną chciwość.
Dow Chemicals nigdy nie pociągnięto do odpowiedzialności prawnej i finansowej.
Wypłacono ofiarom minimalne odszkodowania i pokazowo skazano tylko pracowników indyjskiej filii koncernu. Tak, to wszystko zdarzyło się naprawdę.
I oczywiście, nikt nie nakręcił o tym filmu, ani serialu dokumentalnego. Nawet jeśli wziąć pod uwagę fakt, iż liczba ofiar była wielokrotnie wyższa od awarii atomowej w Czarnobylu.
Być może powodem było to, iż do katastrofy doszło w państwie kapitalistycznym. Nie to samo co choćby Czarnobyl, w przypadku którego zawsze można dodatkowo “dowalić komunistom”?
Tutaj ofiary były jednak “tylko Azjatami”. W dodatku bogaty koncern rodem z USA? Mordujący cywilów poza granicami imperium? To by się nie sprzedało!
Rasizm, imperializm oraz kapitalizm nieprzypadkowo zawsze idą ramię w ramię. Niczym najlepsi przyjaciele, zawsze nierozłączni.
Historia wielokrotnie już pokazała nam, iż najlepsza – bo najbardziej demokratyczna – jest własność społeczna. Mowa tutaj przede wszystkim o społecznej własności środków produkcji.
W demokratycznym państwie prawa, w niektórych ważnych dziedzinach gospodarki, powinna istnieć też silna własność państwowa.
Prywatna własność środków produkcji także może być ważna i istotna społeczne. Trzeba jednak zdawać sobie zawsze sprawę gdzie oraz w jakim zakresie powinna ona istnieć. Gdzie – faktycznie – może mieć pozytywny efekt społeczny.
Własność prywatna może być dobra, np. na bazarze u indywidualnego sprzedawcy pietruszki (bądź jakichkolwiek płodów rolnych z danego gospodarstwa). Trzeba jednak pamiętać, że nikomu innemu – poza właścicielem – ona nie służy. Można ją tolerować, można ją w duchu demokracji utrzymywać przy życiu itd. Na pewno jednak nie należy czynić z niej fundamentu działalności społecznej. Nie ma to najmniejszego sensu!
Nawet jeśli przynosi ona coraz większe zyski, nawet jeśli może pochwalić się coraz to większymi obrotami – to społeczeństwo nic z niej nie ma i mieć nie będzie, bo zyski te zagarnia dla siebie właściciel.
Nie buduje się z tych zysków kapitalisty ani szkół, ani szpitali, ani mieszkań. I owszem, ktoś pewnie zauważy, iż kapitalista (obecnie mówi się na nich ‘przedsiębiorcy’) również płaci podatki, z których wspomniane inwestycje są rzeczywiście finansowane. Problem jest taki, że kapitaliści (zwłaszcza ci najwięksi i najbogatsi) zawsze znajdują sposoby by owych podatków nie płacić, by w żaden sposób nie dokładać się do kosztów normalnego funkcjonowania społeczeństwa. Mówiąc krótko: kapitaliści prywatyzują zyski, a uspołeczniają straty.
Współczesne państwa burżuazyjne zaś zamiast ów proceder ukrócić, przeciwdziałać mu, utrudniać najbogatszym niczym niekontrolowany przepływ kapitału – jeszcze ten haniebny proceder ułatwiają, przyklaskują mu i traktują to jako zwiastun “raju na ziemi”.
W Polsce potrzebujemy obecnie – poza postępową i rewolucyjną partią robotniczą – klasowego ruchu związkowego. Dobry przykład dają nam dziś m.in. francuscy związkowcy, którzy apelują w ostatnich miesiącach o renacjonalizację sektora energetycznego.
Działanie ze wszechmiar słuszne.
Nacjonalizacja, renacjonalizacja i uspołecznienie środków produkcji – wszystko to powinno być przewodnimi i naczelnymi hasłami każdej współczesnej demonstracji ruchu związkowego. Inaczej nigdy nie powstrzymamy i nie zawrócimy fali coraz większych społecznych nierówności.
Hasła te można zastosować zarówno do sytuacji robotników polskich, jak i francuskich.
Nasi francuscy towarzysze apelują dziś o renacjonalizację energii elektrycznej i gazowej przypominając burżuazyjnym ministrom, że po decyzjach komunistycznego ministra energii w 1945 r. (aż do niedawna), państwowa firma elektryczno-gazowa była bardziej rentowna, warunki pracy były lepsze, a ceny energii dla użytkowników znajdowały się wśród najniższych w Europie.
Brzmi znajomo? Może przypomni to niektórym sytuację z PRL-u, kiedy mieliśmy jeszcze swój sektor energetyczny? Nie wspominając już o własnym sektorze bankowym, transporcie, telekomunikacji, całym przemyśle…
Daje nam to jednocześnie okazję do zastanowienia się nad tym w jaki sposób możliwe było to, iż w przeciągu ostatnich 30 lat (od momentu rozwalenia realnego socjalizmu) Polacy z narodu posiadającego wszystkie środki produkcji, mający własną gospodarkę, przemysł i zakłady pracy – stali się “nagle” narodem, który by znaleźć pracę często musi wyjechać za granicę. W jaki sposób cały naród utracił swoją podmiotowość, godność, możliwość decydowania o własnym losie? Przecież nie stało się to z dnia na dzień…
Oczywiście, że nie.
Istnieje fascynujący ‘eksperyment naukowy’ z XIX wieku. Badacze odkryli wtedy, że kiedy włożyli żabę do garnka z bardzo gorącą wodą, żaba po prostu szybko wyskoczyła. Kiedy zaś włożyli żabę do naczynia z wodą i zaczęli ją stopniowo podgrzewać, wraz ze wzrostem temperatury wody – żaba odpowiednio dostosowywała temperaturę ciała. Jednak gdy temperatura wody zaczęła się zbliżać do temperatury wrzenia – żaba nie była już w stanie regulować ciepłoty i postanowiła wyskoczyć. Pomimo wielu prób nie była w stanie tego zrobić, ponieważ całą swoją siłę straciła w dostosowywaniu się do rosnącej temperatury wody.
Co zabiło żabę?
Wielu z nas powiedziałoby, że wrząca woda. Prawda jest jednak taka, że to, co zabiło żabę, to była jej niezdolność do decydowania o swoim życiu, niezdolność do podjęcia decyzji o tym, kiedy musi wyskoczyć.
Żaby są bardzo podobne do ludzi (a może odwrotnie) pod względem zdolności dostosowywania się do zmieniającej się sytuacji.
Wszyscy musimy dostosowywać się do jakichś sytuacji, ale musimy też umieć rozróżniać – kiedy musimy się dostosować, a kiedy musimy stawić czemuś czoła i powiedzieć: Nie! Dosyć! Nigdy więcej!
Ludzie są tacy rozumni. Jesteśmy tak inteligentni. Niby dziwimy się “głupim żabom”, a sami często nie zachowujemy się lepiej. Nie dostrzegamy, bądź nie chcemy dostrzec zmian rozciągniętych na długie lata. Niechętnie przyjmujemy do własnej wiadomości, że coś działa inaczej, niż usilnie wmawia nam to kapitalistyczny system.
Syndrom gotowanej żaby może pojawić się w najróżniejszych, znacznie poważniejszych sytuacjach w ciągu naszego życia, w których umyślnie ignorujemy coraz bardziej niebezpieczną sytuację – mówiąc sobie, że coś ‘z tym’ wkrótce zrobimy.
Są jednak chwile, w których musimy zmierzyć się z sytuacją i podjąć odpowiednie działania.
Jeśli wiecznie będziemy pozwalać burżujom wykorzystywać nas fizycznie, emocjonalnie, finansowo itd. – będą to oni robić zawsze, z biegiem czasu zaś – ze zdwojoną siłą.
Łatwiej nam jest wierzyć, że panujący obecnie system “chce dla nas dobrze”, niż otworzyć szeroko oczy, przystąpić do rewolucyjnego ruchu robotniczego i zrozumieć, że jeżeli nie zaczniemy wycofywać się z tej matni, to wkrótce będzie jeszcze gorzej.
Klasa robotnicza nie dostrzega obecnie zmian, które faktycznie nam zagrażają.
Przeciętny obywatel wpada dziś w przysłowiowy wyścig szczurów, wydaje pieniądze na niepotrzebne rzeczy, ulegając nałogowi konsumpcjonizmu, z roku na rok zadłuża się coraz bardziej, żyje na kredyt, spłaca zaciągnięte kredyty. I tak w kółko.
Życie jest pełne zmian. Zmiany to nieodłączna część życia i wszystkich procesów, które tworzą nasz wszechświat. Nie należy sprzeciwiać się zmianom jako takim. Należy jednak zawsze sprzeciwiać się zmianom, które są dla nas ekonomicznie i politycznie szkodliwe. Jeśli kapitalizm oraz burżuazja działają na naszą niekorzyść, należy i trzeba ich zwalczać. Proste!
Zwracajmy wszyscy szczególną uwagę na to, co dzieje się wokół nas, abyśmy mogli zauważyć, kiedy „woda” robi się zbyt gorąca. Być może już doświadczyliśmy tego momentu dawno temu?!
Nie dajmy się syndromowi gotowanej żaby! Walczmy o nowy, lepszy świat – póki jeszcze możemy. Już teraz, już dziś.
Skaczmy, póki jeszcze mamy siłę!
Kamil Krawiec.