Dlaczego warto świętować rocznicę Manifestu Lipcowego? Pytanie mogłoby wydawać się retoryczne, gdyż jest to faktyczna rocznica uzyskania niepodległości przez polski lud pracujący, dziś jednak z różnych stron padają pytania nad sensownością obchodzenia kolejnych rocznic wydania Manifestu PKWN. Czy warto nadal przywiązywać aż tak wielką wagę do czegoś, co wydarzyło się 40-60, czy nawet 100 lat temu?
Głosy wątpliwości pojawiają się nawet na lewicy, w szeregach samego ruchu robotniczego. Z czystej litości pomińmy tutaj brednie burżuazji oraz reakcyjnych środowisk prawicowych, które sprawują dziś władzę w Polsce. Ich antykomunistyczne i antyrobotnicze pojękiwania o rzekomej “zbrodniczości ideologii rewolucyjnego ruchu robotniczego” każdy rozsądny człowiek może włożyć między bajki. Jak do tej pory w końcu, to właśnie marksizm-leninizm zdołał stworzyć jedyną realną alternatywę wobec faktycznie zbrodniczego reżimu kapitalistycznego.
Na czym więc polega wyższość Manifestu wydanego 22 lipca 1944 roku w ledwo co wyzwolonym Chełmie na Lubelszczyźnie, od choćby świętowanego przez burżuazję 11 listopada 1918 roku? Przede wszystkim jest to wyższość zwycięstwa socjalizmu i prawdziwie ludowej demokracji nad pozorną i fasadową demokracją ledwo co powstałego państwa burżuazyjnego. Jest to też wyższość faktycznego (bo ekonomicznego i politycznego) wyzwolenia ludu pracującego miast i wsi Rzeczpospolitej w 1944 roku, nad wyłącznie narodowym wyzwoleniem Polski w 1918 roku – kiedy to odzyskanie niepodległości zakończyło się wyłącznie na etapie wygnania zaborców, ale już bez ekonomicznej emancypacji robotników, rolników i inteligencji pracującej. Wyzwolenie nie tylko narodowe, ale i społeczne przyniósł Polsce dopiero Manifest Lipcowy 1944 roku oraz następujący po nim socjalizm.
Manifest Lipcowy był najważniejszą odezwą Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego do narodu polskiego ogłoszoną 22 lipca 1944 r. w Chełmie. Manifest ukazał się w formie obwieszczenia wraz z pierwszymi dekretami PKWN jako rządu tymczasowego. Manifest opracowali i podpisali członkowie PKWN z przewodniczącym Edwardem Osóbką-Morawskim i wiceprzewodniczącymi: Wandą Wasilewską i Andrzejem Witosem na czele.
Manifest stwierdzał, że jedynym legalnym źródłem władzy w Polsce jest Krajowa Rada Narodowa. Znajdujący się na uchodźctwie tzw. “Rząd RP” uznano już wtedy za władzę samozwańczą oraz nielegalną, a konstytucję z 1935 roku za bezprawną. Stwierdzano w Manifeście, że wraz z wyzwalaniem kraju musi powstać legalny ośrodek władzy, który pokieruje walką narodu. Dlatego, jak stwierdzano, KRN powołała PKWN jako legalną tymczasową władzę wykonawczą. Uznano w Manifeście, że KRN i PKWN działają na podstawie konstytucji marcowej z 1921 roku jako faktycznie jedynej obowiązującej konstytucji legalnej, uchwalonej prawnie. Jej podstawowe założenia miały obowiązywać w wyzwalanym kraju aż do wybranego w pięcioprzymiotnikowych wyborach Sejmu Ustawodawczego, który miał uchwalić nową konstytucję.
W sprawach granic Manifest deklarował powrót do kraju starego polskiego Pomorza i Śląska Opolskiego, walkę o Prusy Wschodnie i szeroki dostęp do morza, o polskie słupy graniczne nad Odrą. Na wschodzie granica miała być uregulowana również sprawiedliwie, zgodnie z zasadą: ziemie polskie – Polsce, ziemie ukraińskie, białoruskie i litewskie – odpowiednim republikom radzieckim. Manifest zakładał wraz z wyzwalaniem natychmiastową likwidację organów okupacyjnych i powoływanie przez rady narodowe Milicji Obywatelskiej.
Deklarowano przywrócenie wszystkich swobód obywatelskich z wyłączeniem swobody działalności organizacji faszystowskich, które jako antynarodowe miały być tępione z całą surowością prawa. Deklarowano przejęcie na cele reformy rolnej ziem niemieckich, zdrajców oraz obszarników. Ta ostatnia kategoria dotyczyła majątków powyżej 50 ha, a na ziemiach poniemieckich – 100 ha. Ziemie obszarnicze miały być przejęte bez odszkodowań, lecz z zaopatrzeniem dla byłych właścicieli. Przejęta ziemia miała być rozdzielona za minimalną opłatą między małorolnych i średniorolnych rolników oraz robotników rolnych i stanowić ich własność indywidualną. Manifest zapewniał także rolników, że natychmiast po objęciu władzy przez nowy rząd będą zniesione kontyngenty.
W Manifeście zakładano utworzenie systemu płacy minimalnej, rozbudowę systemu ubezpieczeń społecznych opartego na zasadzie samorządności, rozładowanie nędzy mieszkaniowej. Deklarowano wsparcie państwa również dla prywatnej działalności gospodarczej oraz spółdzielczości. Obiecywano wprowadzenie bezpłatnego, powszechnego szkolnictwa na wszystkich szczeblach oraz otoczenie specjalną opieką inteligencji.
O tym wszystkim należy pamiętać i podkreślać te ważne fakty na każdym kroku działalności rewolucyjnego ruchu robotniczego w dzisiejszej Polsce. W sytuacji, w której rządząca nami burżuazja stara się wymazywać z pamięci i świadomości społecznej wszystkie wielkie dokonania socjalizmu i ruchu robotniczego w naszym kraju, bezwzględne przypominanie o socjalistycznych rocznicach staje się wręcz koniecznym warunkiem przetrwania – a także nadchodzącego w przyszłości zwycięstwa robotników nad kapitalistami.
Środowiska forsujące dziś swoje antykomunistyczne fobie, niszczące socjalistyczne pomniki, fałszujące całą historię Polski, zmieniające nazwy szkół, ulic i placów, robią tak z pełną świadomością konsekwencji swych czynów. Ogłupionym społeczeństwem, które pozbawione jest swej historycznej pamięci (a także od kołyski karmionym kłamstwami na temat socjalizmu i komunizmu) znacznie łatwiej jest rządzić i manipulować.
Naród taki znacznie łatwiej – przy okazji każdych kolejnych wyborów do parlamentu, samorządowych, czy prezydenckich – kupi bajeczki wszechwładnych kapitalistów, znacznie łatwiej zaakceptuje neoliberalną utopię, znacznie łatwiej zgodzi się na dalsze trwanie tego chorego i antyspołecznego ustroju, jakim jest kapitalizm. Wszystkie burżuazyjne partie zasiadające w obecnym Sejmie i Senacie doskonale o tym wiedzą, doskonale też wprawiły się w biznes okresowego okłamywania obywateli – po to by jedynie utrzymać się na swych stołkach, ministerialnych posadach, w spółkach skarbu państwa, a także by zapewnić swym najbliższym intratne stanowiska (oraz wynikające z nich wielkie pieniądze i korzyści).
W dzisiejszym klimacie politycznym, kiedy otwarcie wręcz gloryfikuje się nazistowskich kolaborantów z okresu II wojny światowej, kiedy z faszystowsko-nacjonalistycznego podziemia zbrojnego po 1945 roku robi się patronów szkół, gdy z pospolitych morderców kobiet, dzieci oraz mniejszości narodowych próbuje się robić “bohaterów”, gdy stara się umniejszać i ośmieszać wszystkie dokonania państwa socjalistycznego z lat 1945-1989, każdy krok oporu ludowego wobec kłamstw kapitalistów – jest krokiem we właściwym kierunku.
W parze z tymi kłamstwami idzie zawsze próba “zrównywania”: socjalizmu, komunizmu, antykapitalizmu, antyfaszyzmu, rewolucji socjalnej i ruchu robotniczego z… faszyzmem (sic!). Nawet jeśli już 10-letnie dziecko rozumie różnicę pomiędzy dokładnie przeciwstawnymi biegunami politycznymi jakimi są z jednej strony – faszyzm, a z drugiej – komunizm, to manipulująca ludźmi burżuazja nadal zdaje się tego podstawowego faktu nie rozumieć. Może jednak należy postawić sprawę nieco inaczej – kapitaliści doskonale zdają sobie z tego sprawę, celowo jednak i z uporem maniaka – oszukują społeczeństwo, manipulują świadomością obywateli i bezczelnie fałszując historię – starają się za wszelką cenę obrzydzić każdemu człowiekowi pracy najemnej takie pojęcia jak: socjalizm, komunizm, postęp i ruch robotniczy.
Każda zniechęcona przecież osoba do ruchu robotniczego, to jeden potencjalnie mniej przeciwnik antyspołecznego systemu kapitalistycznego. Z racji zaś, iż trwanie kapitalizmu oznacza zapewnienie nieprzerwanego strumienia zysków dla klasy burżuazji, każdy krok na drodze do osłabienia kapitalizmu jest jednocześnie zagrożeniem dla dalszych profitów i całego majątku posiadaczy. Tego zaś kapitaliści boją się najbardziej.
Z racji tego, że straszenie ludzi krwiożerczymi komunistami, dzieciobójczymi bolszewikami i okrutnymi czerwonymi nie zawsze spełnia swą rolę oraz – zwyczajnie w sytuacji braku wspomnianych – nie zawsze wystarcza, burżuazja sięga w swym repertuarze nieco głębiej do swej głębokiej kieszeni. Na ekranach naszych telewizorów pojawiają się więc równie straszni i zabójczy: geje, lesbijki, Żydzi, Muzułmanie, imigranci, Rosjanie, Ukraińcy, transseksualiści, masoni, wegetarianie, weganie, sataniści, cykliści, ateiści i co tam jeszcze ostatnio “jest w modzie”.
Nieważne jest już nawet to, że nic na temat wyżej wspomnianych w mediach głównego nurtu nie ma najmniejszego sensu. Nieważne jest to, że wszystko niemalże na temat tych osób jest ordynarnym kłamstwem. Liczy się strach, a najlepiej – powszechna atmosfera zagrożenia, terroru, zastraszenia ludzi “czyhającym na nich śmiertelnym niebezpieczeństwem”. Łatwiej wtedy ludźmi manipulować i wmówić im, że to właśnie: Żydzi, LGBT, Rosjanie, weganie i ateiści – a nie okradająca nas na co dzień burżuazja – są prawdziwymi wrogami narodu polskiego.
Grzegorz Mielcarz.