W przeszłości wielokrotnie byliśmy świadkami kłamstw imperializmu (zwłaszcza zaś tego amerykańskiego i NATO-wskiego), skierowanych przeciw państwom “niepokornym”. W mediach głównoobiegowych mogliśmy więc usłyszeć wielokrotnie o “zbójeckich zamiarach” m.in.: Iraku, Afganistanu, Libii, Iranu, Jugosławii, Korei, Syrii itd. W każdym z tych przypadków początkowe “niezbite dowody” okazywały się później najordynarniejszymi kłamstwami, wyprodukowanymi na potrzeby zachodniej propagandy. Niestety, każdorazowo do tego haniebnego chóru NATO-wskich szczekaczek dołączały też media głównego nurtu oraz politycy burżuazyjni z Polski.

W ostatnich tygodniach na tapetę rzucono głównie oskarżenia wobec Iranu, który nadal otwarcie stawia czoła imperializmowi globalnemu USA, jak i
lokalnemu – pod postacią Izraela. Wiadomo zaś, że imperializm niepokornych przeciwników swych interesów bardzo nie lubi. Nie wdając się zbytnio w szczegóły można ów konflikt sprowadzić do jednej prostej zależności: Iran posiada ogromne złoża ropy naftowej i jest jednym z jej największych światowych eksporterów.

Rynki finansowe w USA marzą zaś od dawna o położeniu swych rączek
na tak intratnym interesie, jak handel irańską ropą naftową. Na
bazie tego rozgrywa się oczywiście na naszych oczach tzw. teatrzyk
dla gawiedzi, w którym główne role grają m.in.: prawa człowieka, zatopione tankowce, zestrzelone drony, manewry wojskowe na lądzie i morzu, transport ropy do Syrii itp. zasłony dymne. Jak sytuacja się rozwinie? To okaże się w najbliższych miesiącach, ewentualnie – latach. Nie można – niestety – jednak wykluczyć kolejnej agresywnej napaści USA i NATO w tym rejonie kuli ziemskiej – a Iran może stać się kolejnym
pionkiem na szachownicy, obalonym by utorować drogę interesom
amerykańskich korporacji. Jako Polacy nie możemy dopuścić jedynie
do tego by – po raz kolejny – imperializm bezczelnie wykorzystał nas
jako swego łańcuchowego psa w misji podboju kolejnego pokojowego
narodu.

Pamięta ktoś jeszcze tutaj cyrk rozpętany w związku z Irakiem około 2003
roku? Mieliśmy wtedy w mediach do czynienia z istnym festiwalem
nienawiści skierowanym przeciwko temu bliskowschodniemu narodowi.
Nie miało oczywiście znaczenia to, iż Irak nigdy nie stanowił jakiegokolwiek zagrożenia dla Rzeczpospolitej Polskiej, nigdy naszemu krajowi w żaden sposób nie groził, nie stawiał żadnego ultimatum, nigdy nie przejawiał też jakichkolwiek wrogich nam zamiarów.
W przeszłości istniała nawet bogata historia wpółpracy pomiędzy PRL, a kolejnymi rządami tego państwa. Rządzący jednak ówcześnie (w 2003 r.) Polską burżuje (wtedy pod postacią socjaldemokracji z SLD) posłali na podbój tego pokojowego państwa “naszą” armię. Splamili w ten sposób kapitaliści – po raz kolejny – honor polskiego munduru. Nawet nie
chodzi o to żeby się tym kiedykolwiek przejmowali, ale wstydzić musimy się za nich – niestety – wszyscy. Wreszcie, okazało się po jakimś czasie, iż Irak nie posiadał jakiejkolwiek broni masowego rażenia (co było głównym powodem napaści ze strony NATO), Bagdad był już jednak wtedy podbity, ludzie wymordowani, a iracka ropa i ogromne rezerwy złota
(nareszcie) znajdowały się w rękach amerykańskiej i brytyjskiej armii.

Cofnąć możemy się jedynie o dwa lata, do 2001 roku – by przypomnieć sobie równie haniebną napaść na Afganistan. Niestety, także i tutaj rząd
Polski płaszczył się przed amerykańskim imperializmem i posłał do Afganistanu kontyngent wojskowy. Rzec można – preludium dla kolejnych haniebnych plam na polskim mundurze. Wtedy głównym powodem napaści miał być rzekomy udział władz Afganistanu (Talibów) w zamachu terrorystycznym na World Trade Center w Nowym Jorku (wrzesień 2001 r.). Jak się później
okazało (a o czym od samego początku informował globalnie rewolucyjny ruch robotniczy) za zamachem nowojorskim stało kilka potężnych rodzin z Arabii Saudyjskiej, a rząd w Kabulu nie miał z zamachem na WTC absolutnie nic wspólnego.

Co więcej, o zamachu w Nowym Jorku od samego początku wiedziała
agencja wywiadowcza CIA, ale zupełnie nic z tym faktem nie zrobiła.
Mówiąc krótko: zamach na WTC miał być jedynie zasłoną dymną dla późniejszych wojen na Bliskim Wschodzie, a własni obywatele złożeni zostali z premedytacją na ołtarzu interesów amerykańskich koncernów
naftowych i zbrojeniowych. Tylko ten jeden fakt sprawia, iż rząd
USA traci jakiekolwiek prerogatywy do krytykowania kogokolwiek na
świecie o rzekome “łamanie praw człowieka”. Kto dziś pamięta jeszcze o Afganistanie i Talibach? Chyba tylko licząca – do tej pory – zyski z handlu afgańskim opium amerykańska burżuazja…

Idźmy jednak do przodu. Napaść na Libię i morderstwo jej przywódcy to w końcu historia ostatnich lat. Tutaj z kolei pretekstem do agresji na to północnoafrykańskie państwo było rzekome ”łamanie praw człowieka” przez M. Kaddafiego. Finansowana przez USA, Francję i Wielką Brytanię
zbrojna opozycja wszczęła tzw. rebelię, w wyniku której doszło do otwartej wojny domowej. Sami rebelianci jednak nie mogli sobie poradzić z ludem Libii oraz M. Kaddafim. Zachodnie mocarstwa postanowiły więc przyjść im z pomocą – zorganizowano naloty lotnicze na Libię, niszcząc wszystko co jedynie dało się zniszczyć. Tego czego nie zniszczyły naloty, to “dokończyli” agenci NATO na ulicach libijskich miast. Państwo zostało zniszczone, opór ludowy wobec najeźdźców zminimalizowany, a ogromne złoża libijskiej ropy naftowej trafiły – wreszcie – w ręce amerykańskich koncernów naftowych. Swój udział w grabieży miały też koncerny brytyjskie i francuskie, które mają bardzo bogatą historię podboju i wyzysku państw afrykańskich. Po raz kolejny, niestety, władze Rzeczpospolitej stanęły po stronie najeźdźców i najemników imperializmu. Przekreślono w ten sposób – po raz kolejny – wieloletnią współpracę
między rządami Polski Ludowej, a Libią z lat 70. i 80. XX wieku.
Od tej pory Polska kojarzy się Libijczykom z NATO, zniszczeniem ich
kraju oraz agresywną napaścią i kradzieżą ich ropy.

Imperializm w swych podbojach nie zna granic, ani przyzwoitości. Jest w stanie zniszczyć każdy region, zaatakować na każdym kontynencie.
Niektórzy pamiętają zapewne jeszcze napaść na Jugosławię w 1999 roku i
ostateczne zniszczenie tego (niegdyś socjalistycznego, postępowego
i rozwijającego się harmonijnie) państwa. Była to pierwsza interwencja zbrojna wojska polskiego po 1989 roku, która przyniosła nam prawdziwą hańbę. Wojsko polskie – ledwo zaanektowane przez NATO – musiało wykazać się swym poddaństwem wobec swych “nowych panów” z USA i przyłączyło się do napaści na naszego wcześniejszego sojusznika. W przypadku Jugosławii pretekstem do napaści miały być “czystki etniczne” przeprowadzane przez Serbów na terenie Kosowa. Nic to, iż później nie znaleziono jakiegokolwiek dowodu na rzekome “masowe mordy”, ani na czystki etniczne ze strony Serbów.
Każdy przytomny człowiek i tak zdawał sobie sprawę z faktu, iż jest to – po prostu – kolejne bezczelne kłamstwo, służące podbojowi tego kraju i wydzieleniu z jego granic Kosowa – gdzie obecnie znajduje się największa na terenie Europy baza wojsk USA i NATO. Początkowy demontaż i ostateczne zniszczenie Jugosławii stanowią – po dziś dzień – modelowy przykład genialnej polityki imperializmu NATO-wskiego, który wzbogacił się na handlu bronią do poszczególnych republik związkowych, a jednocześnie – zapewnił sobie poszerzenie wpływów i kolejne bazy dla swych wojsk na podbitym terenie.

Jednym z tych miejsc ostatnich lat, w których imperializm nie odniósł
ostatecznego sukcesu, jest Syria. W stosunku do tego państwa imperialiści próbowali zastosować taki sam schemat co w Libii. Początkowo opozycja wobec panującego reżimu – sfinansowana i uzbrojona przez zachodnie koncerny i rządy – miała za zadanie wszcząć “rebelię” i doprowadzić do stanu otwartej wojny domowej. Cel ten został osiągnięty. W niektórych miejscach współpracujące, a w innych zwalczające się – oddziały tzw. rebeliantów oraz bojowników z ISIS-ISIL, zdołały zająć sporą część Syrii i zagroziły nawet rządowi w Damaszku. Później – tradycyjnie już – zachodnie media oskarżyły rząd w Damaszku o “gazowanie, mordowanie i podpalanie” swych własnych obywateli. Kolejno – oczywiście – zorganizowano naloty wojskowe, niszcząc infrastrukturę wroga. Droga do podboju wydawała się otwarta. Niestety – dla najeźdźców
– silniejszy znacznie okazał się opór armii syryjskiej, socjalistycznych kurdyjskich powstańców (a także militarna pomoc ze strony Federacji Rosyjskiej), które w połączeniu ze stosunkową słabością i demoralizacją
bojowników “Państwa Islamskiego” – zaskutkowały ostatecznym pokonaniem “rebeliantów” i ponownym zaprowadzeniem pokoju w Syrii. Imperializm chciał przede wszystkim – wykorzystując podbój Syrii – usadowić się wygodnie w tym regionie, organizując sobie posłuszny marionetkowy rząd, gotowy udostępnić miejsca na kolejne bazy wojskowe, które mogłyby być użyte dla “dalszych wypadów”.
Casus Syrii stanowi jednak przykład tego, iż imperializm nie zawsze
odnosi ostateczny sukces.

Nieco inny przykład w tej grupie stanowi Korea, a konkretnie – Koreańska
Republika Ludowo-Demokratyczna, wobec której amerykański i NATO-wski imperializm cały czas ostrzą sobie zęby.
Socjalistyczny rząd Korei ma jednak coś, czego nie posiadało żadne
z wymienionych wcześniej państw. Jest to działająca i gotowa do
użycia broń atomowa. I owszem, Iran – być może – również
dysponuje bronią termojądrową, ale nie jest to w żaden sposób
potwierdzone. Dopóki zaś nie jest potwierdzone, to musi pozostać w sferze domysłów.
Być może właśnie stąd bierze się różnica w podejściu ze strony amerykańskiego imperializmu. W stosunku do państw, które w żaden realny sposób nie mogły zagrozić militarnie Stanom Zjednoczonym, nie mogły w
żaden skuteczny sposób zaatakować ich terenu – imperializm stosuje nagą przemoc, interwencję zbrojną i mordy. W stosunku do Korei – która ma możliwość zrzucenia bomby atomowej na terytorium USA – imperializm stosuje “rozmowy”, negocjuje, stosuje sankcje ekonomiczne, prowadzi wojnę gospodarczą itd. Takie samo zachowanie ze strony USA widzimy przecież w stosunku do Chińskiej Republiki Ludowej, z tą jedynie różnicą, iż ChRL ową wojnę gospodarczą z USA wygra z zamkniętymi oczami.
Kolejni prezydenci USA starają się za wszelką cenę zniechęcić
Koreańczyków do rozwoju arsenału atomowego (sami jednocześnie posiadając
najwięcej głowic nuklearnych na całym świecie). Socjalistyczna
Korea jednak aż tak głupia nie jest: broń atomową zatrzyma, gdyż
tylko ona stanowi skuteczny straszak wymierzony w amerykański
imperializm.

Takich przykładów, gdzie imperializm stara się osiągnąć swoje cele – za wszelką cenę – jest znacznie więcej we współczesnym świecie. W ostatnich latach imperializm amerykański i NATO-wski odniósł ogromny sukces m.in. na Ukrainie, gdzie w wyniku wojny domowej doszło do podziału owego kraju na neonazistowską część na Zachodzie (pod rządami faszystowskiej junty w Kijowie) oraz antyfaszystowski Wschód – Noworosję (czyli Republiki Doniecka i Ługańska). Już teraz głośno mówi się przecież o kolejnych bazach NATO w zachodniej części Ukrainy.
Nie jest to jednak ostatni cel imperializmu. Ostatecznie, imperializm nie spocznie nigdy – celem jego ostatecznym jest całkowita kontrola
nad całym światem. Macki północnoamerykańskiego imperializmu sięgają dziś także w stronę Wenezueli, gdzie próbuje obalić się legalnie wybranego (i cieszącego się poparciem około 60-70% Wenezuelczyków)
prezydenta – Nicolasa Maduro. Postępowe reformy rządu tego południowoamerykańskiego państwa (budowa tysięcy mieszkań
komunalnych, tworzenie tysięcy nowych miejsc pracy, kontrola cen
rynkowych, zapewnienie minimum socjalnego wszystkim robotnikom tego
kraju itd.) spędzają sen z powiek konserwatywnym kołom wpływu w Waszyngtonie i Brukseli. Wenezula ma ropę, bardzo dużo ropy.
Imperializm chce ropy. Więcej i więcej.

Jan Czarski.