Lata lecą, a wymiernych sukcesów w działalności w ramach ruchu robotniczego nadal w Polsce nie widać. Ludzie przychodzą, podziałają kilka miesięcy, lat i – nie widząc zbytnio efektów – dosyć szybko rezygnują z działalności w rewolucyjnym ruchu robotniczym. Ciężko ich za to winić, nie każdy w końcu jest na tyle stanowczy, wytrwały i konsekwentny by na całe życie związać się z ruchem postępowym, klasowym i rewolucyjnym. Bliższe prawdy było by stwierdzenie, iż rzadko kto jest aż tak wytrwały i konsekwentny w swych poglądach.

W Sejmie nie ma opozycji

Jak to kiedyś powiedział Fidel Castro: „Nie należy żałować tych, którzy odchodzą. Trzeba skupić się na tych, którzy zostają i są sprawie wierni do końca”. Wychodząc z tego założenia polscy postępowcy powinni skupić się na brnięciu do przodu – nawet jeśli odbywać się to będzie wbrew wszelkim przeciwnościom losu – mając naprzeciw siebie wszystkie siły wielkiej burżuazji.

Rządzący obecnie Polską kapitaliści, za pośrednictwem wszystkich partii politycznych w Parlamencie RP, zgodnie reprezentują interesy klasowe przeciwstawne proletariatowi. W polskim Sejmie i Senacie nie ma obecnie partii opozycyjnej.
Jedyne interesy, które w obu izbach mają swych przedstawicieli, to interesy klasy burżuazyjnej (wielkiej i średniej) oraz warstw średnich. Na próżno wśród parlamentarzystów szukać osoby wywodzącej się z klasy robotniczej. Na darmo szukać kogokolwiek broniącego praw i interesów ¾ społeczeństwa, czyli proletariatu.
Nie oznacza to oczywiście, iż interesy nas wszystkich parlamentarzyści mogą wedle uznania lekceważyć. Muszą oni przecież (przynajmniej raz na 4 lata) udawać, iż interesy klasy robotniczej są im bliskie, wręcz tożsame. Na co dzień muszą też oni udawać zatroskanie postulatami związków zawodowych – zwłaszcza tych największych, żółtych i sprzedajnych względem zatrudnicieli, np. NSZZ „S”. Co wybory znajdzie się w końcu spora grupa naiwniaków z samego proletariatu, która głosować będzie za jednymi, lub drugimi złodziejami, którzy przez kolejnych kilka lat będą nas wszystkich skutecznie okradać i ośmieszać na arenie międzynarodowej.
Ogromna większość narodu (bo około 60%) nie daje się jednak oszukać wilkom w owczej skórze. Na wybory, które dają do wyboru między jednym a drugim burżujem – w ogóle nie chodzą. Może to i lepiej, dzięki temu ciężko w końcu mówić o jakiejkolwiek demokratycznej legitymizacji wszystkich kapitalistycznych rządów po 1989 roku. Nazywajmy sprawy po imieniu: zamiast demokracji mamy dyktaturę burżuazji, która przykrywa się jedynie „od święta” w płaszczyk ogólnodemokratycznych frazesów.

Antykomunizm to faszyzm

Jednym z ostatnich pomysłów tej bandy 460 oszustów była tzw. dekomunizacja. Potworek prawny mający w zamyśle ustawodawców zrównywać ruch robotniczy, postęp, socjalizm i komunizm naukowy z barbarzyństwem nazizmu i hitlerowskiego ludobójstwa (sic!). Na próżno tłumaczyć burżuazyjnym posłom i posłankom, iż antykomunizm to zawsze pierwszy krok na drodze do faszyzmu. Tej szanownej gromadce najwyraźniej to jednak nie przeszkadza. Nie na darmo w końcu tak wielbią dzisiejszą banderowską Ukrainę, gdzie w wyniku zamachu stanu sprzed czterech lat władzę w Kijowie przejęli otwarci neonaziści, którzy w żaden sposób nie ukrywają zamiłowania do postaci S. Bandery oraz hitlerowskich kolaborantów z OUN i UPA.
W dzisiejszej Polsce wcale nie jest wiele lepiej. Poziom nędzy jedynie nieco niższy, niż na Ukrainie. Bieda i wykluczenie społeczne zaś – w oczywisty sposób – prowadzą do narastania nastrojów rasistowskich, ksenofobicznych i nacjonalistycznych. Polską odpowiedzią na ukraiński neonazizm jest wielbienie miejscowych faszystów z okresu II wojny światowej oraz tuż po niej (WiN oraz tych, którzy także współpracowali z nazistowskim okupantem – jak choćby NSZ).
Antyrobotniczość i antykomunizm dzisiejszych posłów i posłanek burżuazyjnego Sejmu RP wyłazi na światło dzienne przy każdej możliwej okazji. Z jednej strony jest to walka ze wszystkim co demokratyczne, rewolucyjne, postępowe i w jakikolwiek sposób związane z PRL i historią ruchu robotniczego. Z drugiej strony zaś sprowadza się to do wszystkich kolejnych antyrobotniczych i antypracowniczych posunięć w imię neoliberalnej ideologii zysku ponad wszystko – nawet za cenę ograniczania praw pracowniczych oraz ciągłego okrajania Kodeksu Pracy. Już dziś w końcu kary dla potencjalnie nieuczciwych zatrudnicieli są śmiesznie niskie. Łamanie zaś praw pracowniczych w tysiącach firm na terenie RP ma charakter wręcz masowy.

Odwracając naszą uwagę

Tworzenie kolejnych specjalnych stref ekonomicznych, w których wielkie przedsiębiorstwa zwalniane są z ogromnej części bądź nawet całości opłat uiszczanych przez małe firmy działające na terenie kraju, to kolejny przejaw tej antyrobotniczej i antykomunistycznej paranoi. Wielki kapitał działający na terenie specjalnych stref ekonomicznych charakteryzuje się też tym, iż za zwolnienia z mnóstwa podatków odwdzięcza się miejscowym robotnikom kiepskimi, głodowymi lub minimalnie możliwymi pensjami, powodując jedynie dalsze zadłużanie przeciętnej rodziny robotniczej, żyjącej na kredyt (często z rodzicami, bez możliwości godnego wychowywania dzieci).
Żeby zaś odwrócić naszą uwagę od realnych problemów, ciągle drożejących w sklepach towarów i kłopotów z opłaceniem rachunków za prąd i gaz, rządząca burżuazja serwuje nam w mediach głównego nurtu ogłupiającą papkę, którą uznawać mamy za kulturę. Na tę prawdziwą w: teatrze, operze, filharmonii, czy choćby kinie coraz rzadziej nas w końcu stać. Dziś coraz częściej kultura zarezerwowana jest dla warstw średnich oraz kapitalistów, którzy faktycznie mogą sobie na nią pozwolić.
Każdy choć średnio inteligentny człowiek zdaje sobie sprawę, że głupim społeczeństwem łatwiej jest rządzić. Co za tym idzie, polskie elity rządowe celowo obniżają coraz bardziej poziom nauczania w naszym kraju, konsekwentnie minimalizując finansowanie szkolnictwa na terenie Rzeczpospolitej. Utrudnianie dostępu do edukacji wyższej oraz pomysły na komercjalizację uniwersystetów to jedynie kolejna odsłona tego haniebnego procederu.

Problemy partii robotniczej

Po 1989 roku nie mieliśmy w Polsce partii robotniczej, która dorosła by do miana rewolucyjnej partii klasy robotniczej, reprezentującej ekonomicznie i politycznie polski proletariat. Było kilka prób budowy tego typu inicjatywy – wszystkie jednak zakończyły się niepowodzeniem.
Powodem numer jeden był brak marksizmu-leninizmu – jako nauki przewodniej, która wyznaczała by owej partii strategię i metody działania. Co najwyżej mieliśmy do czynienia z socjaldemokratycznym oportunizmem i różnymi reformistycznymi formułkami typowymi dla nowolewicowej i skompromitowanej gromady liberałów.
Powodem numer dwa było odwrócenie się owych inicjatyw od swej faktycznej bazy społecznej – klasy robotniczej i skierowanie uwagi na różne lumpenproletariackie, półproletariackie, bądź zupełnie nieproletariackie elementy społeczne (podejście znów typowe dla drobnomieszczan i liberałów).
Powód numer trzy to bolączka całej polskiej lewicy po 1989 roku: brak dostatecznych funduszy, braki kadrowe, niski poziom partycypacji politycznej Polaków i niedostateczne przygotowanie konieczne do skutecznego mierzenia się z wielokrotnie silniejszym przeciwnikiem: kapitalizmem.
Z tym systemem nie można już było walczyć za pomocą wyłącznie starych, PRL-owskich metod: wieców, pisania listów protestacyjnych i organizacji demonstracji 1-majowych.
Wreszcie, powód numer cztery: nawet wśród grup politycznych odwołujących się do rewolucyjnego marksizmu po 1989 roku, dominowała zupełnie błędna strategia entryzmu politycznego i niewolniczego przywiązania do skompromitowanego SLD przez całe lata ‘90 XX wieku. Spowodowało to m.in. odpływ potencjalnie rewolucyjnych i postępowych elementów społecznych z tych wszystkich komunizujących inicjatyw politycznych, które – widząc zdradę przez SLD wszystkich lewicowych ideałów – rozczarowywały się do grup lewicy radykalnej i do działalności politycznej w ogóle.

Recepta na przyszłość

Wszystkich tych problemów nie sposób wyeliminować od razu. Można jednak coraz skuteczniej z nimi walczyć i konsekwentnie je minimalizować.
Najłatwiej zmierzyć się z brakiem marksizmu-leninizmu jako metody poznawania, badania oraz zmieniania rzeczywistości. Partia postępowa opierać musi się na naukowym marksizmie i komunizmie by móc zaprezentować polskim pracownikom realną alternatywę systemu gospodarczo-społecznego. Odstępstwa od tej zasady być nie może. Wszystkie inne (głównie socjaldemokratyczne) metody poznawania, opisywania i „poprawiania kapitalizmu” okazały się błędne i historycznie nie wytrzymały starcia z rzeczywistością.
Dosyć łatwo można również powrócić do bezpośredniego zainteresowania klasą robotniczą, do skupienia się na werbunku ludzi z klasy pracowniczej i do budowy partii robotniczej, młodzieżówki, spółdzielni pracy oraz postępowego związku zawodowego z ludzi wywodzących się bezpośrednio z proletariatu. Klasowy skład wszystkich postępowych inicjatyw politycznych i obywatelskich ma – wbrew pozorom – ogromne znaczenie. Skład ten powinien zawsze odzwierciedlać faktycznie reprezentowaną przez nas klasę i grupy społeczne: robotników, rolników, inteligencję pracującą, studentów, uczniów, emerytów, rencistów, bezrobotnych oraz wszystkie osoby wykluczane przez reżim kapitalistyczny.
Błędną strategię polityczną zdążyliśmy już z naszych lewicowych szeregów wyeliminować. Dwie minione dekady wystarczająco jasno pokazały wszystkim dookoła, iż polityczny socjaldemokratyczny trup spod znaku SLD nie rokuje żadnych nadziei na przyszłość i najwyższy czas by go spokojnie pogrzebać. Najmniejszych szans na powodzenie nie mają próby „przeciągania SLD na lewo” itp. frazesy. Zdarzają się wprawdzie jeszcze naiwniacy, którzy nadal próbują reanimować polską socjaldemokrację, ale (na szczęście) takich jest coraz mniej.
Najpoważniejszym problemem, z którym nadal się mierzymy i będziemy mierzyć się jeszcze przez długi czas to niedostateczne środki finansowe, jakimi dysponujemy. Jako postępowcy – czyli najbardziej awangardowy i rewolucyjny oddział polskiej klasy robotniczej – nie mamy bogatych sponsorów. Utrzymujemy się wyłącznie ze składek naszych aktywistów. Te zaś, siłą rzeczy, zawsze będą dosyć skromne. Zwłaszcza jeśli porównać je z wielomilionowymi dotacjami, jakimi cieszą się główne ugrupowania burżuazyjne.
Nadal borykamy się też z brakami kadrowymi, niewystarczającą liczbą aktywistów w terenie oraz brakiem profesjonalnego przygotowania do zmierzenia się z potężnym wrogiem – kapitalizmem. Tego akurat nie sposób nauczyć się szybko. Potrzebne są tutaj lata walk klasowych, okupione prześladowaniami politycznymi, zwolnieniami z pracy oraz problemami, z którymi mierzyć się muszą na co dzień nasi postępowi działacze na terenie kraju oraz poza jego granicami. Dopiero po wielu latach doświadczeń w kolejnych starciach z burżujami i wielkim kapitałem, będziemy mogli wreszcie powiedzieć, iż jesteśmy przygotowani do starcia z kapitalizmem.
Przed nami lata ciężkiej próby. Działalność postępowego ruchu robotniczego w klimacie antykomunizmu i pochwały neoliberalnej ideologii nigdy nie jest łatwa i okupiona zawsze jest wieloma ofiarami po naszej stronie. Konsekwentny antykapitalizm oraz bezwzględna obrona interesów robotniczych stanowi jednak gwarancję tego, że zwykły obywatel tego kraju zawsze będzie po naszej stronie.

Małgorzata Wójcik.