Wprawdzie nie tylko ruch robotniczy boryka się obecnie w Polsce z kryzysem, dezintegracją oraz odpływem aktywistów i brakiem zainteresowania ze strony społeczeństwa – ta awersja do polityki i partii politycznych jest wręcz masowa. W przypadku jednak rewolucyjnego ruchu robotniczego taki odpływ członków i brak zainteresowania jest wyjątkowo niebezpieczny. Bogate partie burżuazyjne mają w końcu nadal swoich wielkich, potężnych sponsorów i lobbystów, którzy skutecznie są w stanie na swych barkach przetransportować owe partie przez czas kryzysu, odpływu mas od polityki i generalnego zniechęcenia do działalności politycznej. Słowem – im i tak nic się nie stanie.
Inaczej sprawa ma się z organizacjami ruchu robotniczego, postępowego i komunistycznego. Te organizacje mają wyłącznie swoich członków, masy ludowe i wyłącznie na tym mogą opierać swą działalność. O bogatych sponsorach możemy przecież – jako polscy postępowcy – od ręki zapomnieć…
Niektórzy „ideowi komuniści” odchodzą ostatnimi czasy od idei marksistowskiej. Dzieje się tak głównie z powodu wrażenia „poniesionej klęski”. Nie dostrzegają oni sensu dalszej walki, ulegają propagandzie „upadku komunizmu”, nie widząc natychmiastowych rezultatów swoich działań. Ludzie tacy często tracą „rewolucyjną żywiołowość”, która tak bardzo daje o sobie znać w początkowych stadiach działalności politycznej. Dla ułatwienia można określić ich mianem „pseudomarksistów”.
Pseudomarksiści (często określający się dziś ‘komunistami’) hołdują niezmiennemu przekonaniu (stającemu się często mechanicznym dogmatem), iż „Marksizm jest słuszny i dlatego rewolucja socjalistyczna powinna zwyciężyć już tu i teraz”.
Pseudomarksiści mają w sobie (na początku) mnóstwo zapału do pracy, myśląc często, że cały świat ‘już zaraz’ ogarnie rewolucja. Zapał ich jednak szybko mija, nie widząc zaś rezultatów swej działalności – poddają się, ulegają presji oportunistów (zostając różnymi „narodowymi komunistami, nazbolami, anarchokomunistami, socjalistami” itd.).
Wspomniane regresje polityczne (oraz im podobne) dowodzą zaś tego, iż edukacja z zakresu marksizmu-leninizmu ma znaczenie kluczowe. Słabo przygotowani do debaty politycznej marksiści nie potrafią odpierać zarzutów swoich przeciwników i sami często schodzą (w efekcie tego) stopniowo, krok po kroku, na drogę reakcji.
Kruchość idei, która się w pseudomarksistach tli, jest jak domek z kart. Nawet lekki podmuch jest w stanie zmieść taką ideę jak kurz. Marksizm nie zrozumiany przez tego, który go głosi – wali się jak domek z kart w zastraszającym tempie. Wynika to jednak (tylko i wyłącznie) z nieznajomości podstaw marksizmu, niezrozumienia jego ‘natury’ i złożoności.
Nie sztuką jest bowiem przeczytać dzieła klasyków (nawet i wielokrotnie). Trzeba je jeszcze zrozumieć. Prawdopodobnie każdy (i każda) z nas miał taki etap na swojej drodze politycznej. Moment, w którym wątpiliśmy w zwycięstwo, przestawaliśmy wierzyć w to, że jakiekolwiek działania mogą coś zmienić. Łatwiej takie chwile jest zawsze przetrwać w kolektywie, ze wsparciem swych Towarzyszek i Towarzyszy. Znacznie gorzej kiedy w naszym miejscu działalności znajdujemy się w pojedynkę…
Do rzeczy jednak: komunizm nigdy tak naprawdę nie poniósł klęski. Wielu czytelników pewnie uzna teraz, że zwariowałem. Był przecież 1989 rok (Polska) oraz rok 1991 (ZSRR). Cały ‘Blok Wschodni’ posypał się jak domek z kart. O czym więc mowa? Sprawa jest dość prosta. To nie „komunizm poniósł klęskę”, lecz biurokratyczne państwa socjalistyczne. Klasy robotniczej nie zawiodła idea marksizmu-leninizmu, lecz ludzie mający kontynuować dzieło W. Lenina.
Nie było to – oczywiście – nagłe wydarzenie. ZSRR jak i cały blok socjalistyczny w Europie środkowo-wschodniej ‘gnił’ już od lat 70-tych i upadek ich stanowił kwestię czasu. Sam demontaż socjalizmu w Europie nie jest jednak porażką komunizmu (ani marksizmu-leninizmu). Idee komunistyczne (postępowe) są wciąż aktualne i – z punktu widzenia rozwoju historycznego – słuszne. Jak należy więc rozpatrywać tę porażkę ruchu robotniczego? Ano tak, iż było to zaledwie pierwsze podejście do tematu budowy socjalizmu (a w konsekwencji komunizmu). Błędy natury biurokratycznej były więc nieuniknione i nikogo (zasadniczo) nie powinny dziwić. Poza tym, realia tamtych lat były zupełnie inne i krytykowanie prób budowy socjalizmu na początku XX wieku z dzisiejszej perspektywy jest (po prostu) pójściem na łatwiznę.
Nawet połowa wieku XX nie była czasem sprzyjającym konstrukcji socjalizmu. Świat nadal pogrążony był w zniszczeniach wojennych, wkrótce nadeszła „Zimna wojna”. Niezliczone narody ledwo co wyzwalają się z kolonialnego ucisku i lat zniewolenia. W dodatku do niespotykanych wcześniej rozmiarów rozwija się potęga nowego imperium kapitalistycznego – Stanów Zjednoczonych. Nie były to (generalnie rzecz biorąc) warunki sprzyjające budowaniu nowego ustroju.
Czasy wzbierającej fali rewolucyjnej wymagały (innych od dzisiejszych) często radykalnych działań i – w związku z tym – ocenianie ich z perspektywy naszych (względnie spokojnych) czasów początku XXI wieku doprowadzi nas do kompletnie błędnych wniosków.
I tak, ocenianie dzisiejszą miarą, np. J. Stalina jest karygodnym błędem. Na historyczne procesy musimy patrzeć z perspektywy naukowej (materializmu dialektycznego).
Nikt i nigdy (przed zwycięstwem rewolucji w Rosji w 1917 r.) nie stanął przed zadaniem praktycznej budowy systemu socjalistycznego – w dodatku w państwie bardzo słabo rozwiniętym, za to z ogromną powierzchnią. Zdarzyły się wprawdzie zarówno Komuna Paryska, jak i Powstanie Wielkanocne – żadne z nich nie odniosło jednak realnego zwycięstwa nad reakcją. Złe decyzje, pomyłki i potknięcia były więc zrozumiałe. Blok socjalistyczny w Europie nie upadł jednak z dnia na dzień. Był to pewien proces ciągnący się w zasadzie od lat 20-tych wieku XX w Rosji Radzieckiej.
Z czego wynikała owa degeneracja? W latach 20-tych XX wieku wielu działaczy WKP (b) zapomniało o tym, że marksizm to nie tylko pogląd polityczny oraz myśl filozoficzna, ale (przede wszystkim) dialektyczne narzędzie, które służyć ma naukowej analizie warunków ekonomiczno-politycznych. Krótko mówiąc: scholastycy, oportuniści i dogmatycy zwyciężyli w partii robotniczej nad faktycznymi materialistami dialektycznymi.
Przywódcy państwa socjalistycznego (wyłaniani w demokratycznych wyborach) muszą zatem być nie tylko realnymi politykami, ale i filozofami w sensie materialistycznym. W przeciwnym razie – wszystko skończy się tak, jak skończyło się w ‘bloku wschodnim’.
Co jednak właściwie mówi nam ta dialektyka? Dla ułatwienia posłużę się cytatem z dzieła Lenina „W sprawie dialektyki” z 1915 roku:
„W matematyce + i -. Różniczka i całka.
,, mechanice działanie i przeciwdziałanie.
,, fizyce elektryczność dodatnia i ujemna.
,, chemii łączenie się i dysocjacja atomów.
,, nauce o społeczeństwie walka klas.
Tożsamość przeciwieństw (ich ‘jedność’ może słuszniej byłoby powiedzieć? Chociaż różnica między terminami tożsamość i jedność nie jest tu szczególnie istotna. W pewnym sensie obydwa są słuszne) to uznanie (wykrycie) sprzecznych, wzajemnie się wyłączających, przeciwstawnych tendencji we wszystkich zjawiskach i procesach przyrody (w tym i ducha, i społeczeństwa). Warunkiem poznania wszystkich procesów świata w ich ‘samoruchu’, w ich spontanicznym rozwoju, w ich żywym życiu, jest poznanie ich jako jedności przeciwieństw. Rozwój jest ‘walką’ przeciwieństw. Dwie podstawowe (czy dwie możliwe? Czy dwie dające się zaobserwować w historii?) koncepcje rozwoju (ewolucji) to: rozwój jako zmniejszanie się i zwiększanie, jako powtarzanie się, oraz rozwój jako jedność przeciwieństw (rozdwojenie tego, co jest jednym, na wzajemnie wyłączające się przeciwieństwa i wzajemny między nimi stosunek).”
Zachęcam – oczywiście – do samodzielnego przestudiowania dzieł klasyków, fragment ten powinien jednak choć w pewnym stopniu pomóc zrozumieć to, co próbuję powiedzieć. Pozwala on m.in. zrozumieć jak wielkim sukcesem była zwycięska Rewolucja Październikowa w 1917 roku oraz samo zaistnienie ‘Bloku Wschodniego’.
Te wszystkie (nawet jeśli jedynie tymczasowe) zwycięstwa ruchu robotniczego pozwoliły bowiem zasadniczo wpłynąć na kapitalizm. I to w sposób nieporównywalny do wszystkiego, co wcześniej na niego oddziaływało. Skrócenie godzinowego wymiaru czasu pracy, nowe prawa pracownicze, prawa kobiet, mniejszości, gwarancje socjalne dla emerytów i rencistów, płatne urlopy, darmowa edukacja i służba zdrowia, zasiłki dla bezrobotnych, względny pokój w Europie na blisko 50 lat, skruszenie kajdanów kolonializmu w Afryce i Azji itp. To jedynie niektóre zasługi istnienia ZSRR oraz bloku państw socjalistycznych na naszym kontynencie.
To wszystko musiałoby być okupione dekadami walk klasowych i niezliczonymi ofiarami w szeregach klasy robotniczej. Zwycięstwo jednak socjalizmu w Rosji i – wywołany tym w szeregach burżuazji – strach przed światową rewolucją socjalistyczną wymusił niemalże natychmiastowe ustępstwa wobec klasy robotniczej państw kapitalistycznych. Obecnie, po destrukcji ZSRR, następuje skoordynowana fala ponownych ataków burżuazji na prawa i ustępstwa wywalczone przez klasę robotniczą (nie tylko w Europie).
Prawa pracownicze wywalczone dzięki zwycięstwom międzynarodowego ruchu robotniczego nadal istnieją w większości państw naszego globu (pomimo ciągłych ataków ze strony klasy kapitalistów na owe prawa). Walka ta (klas) nie ustaje nigdy. Samo budowanie socjalizmu w państwach ‘bloku wschodniego’ wpłynęło w ogromny sposób na rozwój całego świata, ‘popychając’ go w stronę bardziej pro-społeczną oraz postępową.
Musimy też zrozumieć, że droga wiodąca do komunizmu jest niezwykle długa i ciężka (na 100%) do dokładnego przewidzenia. Możemy być pewni, iż nikt z nas (raczej) nie ma szans dożyć momentu zaistnienia komunizmu w skali globalnej. Nasze pokolenia powinny skupić się raczej na skierowaniu świata na drogę wiodącą do (najlepiej globalnego) socjalizmu. Celem współczesnego ruchu robotniczego musi być nakierowanie świata na tory socjalistycznego rozwoju (w harmonii z otaczającym nas światem). Komunizm to dopiero melodia przyszłości, na razie pozostaje nam wyjście z odmętów kapitalizmu i jego barbarzyństwa. Każde przemycone przez nas prawo socjalne, wywalczone prawa pracownicze, czy też poprawa warunków życia zwykłych ludzi jest małym zwycięstwem marksizmu, i nie wolno nam z tej drogi zejść.
Wielu dzisiejszym marksistom marzy się rewolucja na miarę tej z 1917 roku. Próba wywołania jednak podobnej rewolucji w czasie odpływu fali rewolucyjnej w Europie byłaby szaleństwem. I jedynie głupiec planować mógłby ją w momencie gdy szanse powodzenia są praktycznie zerowe. Być może musimy odegrać podobną rolę do marksistów końca XIX wieku? Być może naszym zadaniem ma być ‘jedynie’ wykształcenie organizacji zdolnej w przyszłości walczyć o władzę?
Ciężko powiedzieć jakie zadanie dokładnie wyznaczy nam historia. Musimy sobie zdać bowiem sprawę z tego, że żaden wielki proces dziejowy nie zachodzi przypadkowo. Każde wydarzenie ma swoje podłoże w procesach zachodzących nieustannie w świecie, a odcinanie się od nich, ich lekceważenie – jest głupotą.
Musimy zaakceptować błędy i porażkę ZSRR oraz bloku państw socjalistycznych w Europie. Zrozumieć trzeba to, iż jest to tylko jedno z wielu wydarzeń, które kształtują świat i już za kilka lat może nastąpić przypływ fali rewolucyjnej. Niewątpliwie przyszło nam żyć w ciekawych czasach, gdy świat stanął na granicy kolejnego kryzysu i możliwego upadku dotychczasowych sił dzierżących władzę.
Być może to właśnie teraz decydują się losy świata XXI wieku. To właśnie kryzys wywołany wirusem może stać się tym, co pchnie świat ponownie w stronę socjalizmu. Pewne jest przecież to, że żaden światowy ład nie trwa wiecznie. Kraj nasz obecnie zaś znajduje się w samym środku rozpadającej się Unii Europejskiej i (być może) to nam przyjdzie współprowadzić świat ku socjalizmowi, gdy kapitalizm runie jak domek z kart. Na koniec pozwolę sobie zacytować W. I. Lenina („Co robić?” – 1902 r.):
„Historia postawiła obecnie przed nami najbliższe zadanie, które jest najbardziej rewolucyjne ze wszystkich zadań proletariatu jakiegokolwiek innego kraju”.
I to właśnie z tą myślą pozostawiam was, Towarzyszki i Towarzysze.
Jakub Ł.